KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Środa, 24 kwietnia, 2024   I   08:49:00 AM EST   I   Bony, Horacji, Jerzego
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Świat

Gdzie Rzym, a gdzie Krym - czyli próba zrozumienia światowej sytuacji

Jan Czekajewski     21 sierpnia, 2016

Jak zwykle moje opinie nie przysparzają mi popularności. Nie pasuję ani do Obozu Prawa i Sprawiedliwości z uwagi na moje wątpliwości, czy wypadek w Smoleńsku był zamachem planowanym przez Putina, ani do Komitetu Obrony Demokracji, jako że mam podejrzenia, że ichnie demonstracje wyglądają jak wyreżyserowane w Berlinie, przepraszam w Brukseli. Na dodatek muszę się przyznać, ze trapi mnie zmora, że jestem podwójnym zdrajcą, bo zarówno amerykańskim jak i polskim, gdyż mam podejrzenia, ze NATO Polski nie obroni. Pod tym względem, jestem także obiektem ataków większości moich znajomych należących do obydwy wzajemnie się zwalczających obozów demokracji i sprawiedliwości, jako że obydwie frakcje mają święte przekonanie, że NATO jest gwarantem Polski niepodległości. Na dodatek wypadki ostatnich dni w Turcji i na Krymie przywołują mi zdarzenia z czasów mej wczesnej młodości.

Krym

Otóż na drugim roku mych stadiów na Politechnice Wrocławskiej zostałem zatrudniony, jako statysta do baletu w Operze Wrocławskiej pod nazwą Fontanna Bachczysaraju. Jako statysta w grupie innych "Krymskich Tatarów" moim zadaniem było pozorowanie bitwy na szable z polskimi szlachcicami, broniącymi cnoty polskich szlachcianek przeznaczonych do Haremu w stolicy Krymu, Bachczysaraju. Wtedy nie wiedziałem, że balet Fontanna Bachczysaraju, był napisany przez Rosjanina na postawie poematu Puszkina o tym samym tytule, który poświęcił go polskiej brance, Marii Potockiej, która zmieniła przekonania, a może i religie i została kochanką tatarskiego Chana. Wtedy nie wiedziałem, że walcząc szablami z polskimi szlachcicami na scenie Opery Wrocławskiej, walczyłem po złej stronie. Teraz czytając amerykańską prasę, okazuje się, że Tatarzy Krymscy sprowadzeni tam przez  Dżin-Gis-Chana,  to przyjazne nam, Amerykanom plemię i nie mam się czego wstydzić. Krym winien być zwrócony Tatarom, a nie Rosjanom. Tatarzy biorąc w jasyr Marię Potocką poprawili jej stopę życiową i przenieśli ja w lepszy, ciepły klimat na Krymie. Tam także doznawała uwielbień Tureckiego Chana, który dla niej zbudował wiecznie płaczącą Fontannę Bachczysaraju.

Z tym Krymem mam jednak ciągle problemy, czy Krym należy do Ukraińców z Kijowa, czy Rosjanom, którzy tam osiedli, czy Tatarom, których Stalin wysiedlił, czy może Polakom z uwagi na piękną Marię Potocką. Historia ma to do siebie, że przesuwając wydarzenia na osi czasu można przypisać każdy kawałek ziemi do tej czy innej narodowości. Wedle dzisiejszej prawdy wygłaszanej przez „wiodącą” międzynarodową prasę i media Krym został zagarnięty Ukrainie dwa lata temu, kiedy to władza w Kijowie przeszła w ręce jakoby demokratycznego, anty rosyjskiego rządu w czasie zamachu stanu w Kijowie, w roku 2014, na tak zwanym Majdanie.

Jak starszym wiadomo, uprzednio Krym został podarowany Ukrainie, chyba w pijanym widzie przez Nikitę Chruszczowa, Pierwszego Sekretarza ZSSR w roku 1954, któremu nigdy się nie śniło, że Ukraina kiedyś stanie się niepodległym państwem.

Jasnym było, że uprzednie umowy między Ukrainą i Rosją dotyczące rosyjskiej bazy morskiej w Sewastopolu stały się zagrożone i przejęcie kontroli nad Krymem przez wrogi Rosji rząd znaczy, że Rosja straci kontrolę i prawo do użytkowania tej bazy i kontroli nad Morzem Czarnym. W wypadku, jeśli Ukraina przystąpi do NATO, baza ta stanie się bazą NATO.

Biorąc pod uwagę, że większość mieszkańców Krymu to dzisiaj Rosjanie, nie było więc trudności w uzasadnieniu przyłączenia Krymu do Rosji metodą plebiscytu, który ani Ukraina, ani „świat zachodni” nie chce uznać za legalny. Ten niepewny, legalno-nielegalny stan rzeczy jest korzystny dla tych, którzy chcą osłabienie Rosji, a także dla obecnym władz w Kijowie, które mają problemy z tragiczną sytuacją ekonomiczną na Ukrainie. Być może, że ostatnie wypadki na Krymie, wskazują, że rząd w Kijowie chce sprowokować Rosję do większego zaangażowania w wojnę ukraińsko-rosyjską, której sama Ukraina nie ma szans wygrać bez pomocy NATO. Tutaj Polska jest w przegranej sytuacji, gdyż Polacy mogą być zmuszeni przez to do pomocy ukraińskiemu „sojusznikowi”.

Jeśli jednak się mylę i należy wierzyć, że to Rosja, a nie Ukraina jest prowokatorem konfliktu, sytuacja dla Polski jest równie tragiczna. Trapi mnie pytanie, czy przynależność Polski do NATO chroni Polską niepodległość, czy jest jej zagrożeniem?

Turcja

W ciągu ostatnich kilku tygodni Turcja przeszła rewolucję, którą trudno było przewidzieć. Od dłuższego czasu prezydent Turcji Erdogan starał się rozszerzyć wpływ mahometańskiego klerykalizmu na rząd i społeczeństwo tureckie. Było to sprzeczne z zasadami wprowadzonymi przez Ata Turka po pierwszej wojnie światowej, które zmieniły alfabet arabski na łaciński, zabroniły nauczania religii w szkołach i prawa szaratu. Gwarancją „europejskich” rządów miała być armia. Erdogan zdawał sobie sprawę, że w przeszłości armia robiła zamachy stanu na rządy mahometańskie i dlatego stopniowo ją osłabiał usuwając niewygodnych generałów.

W międzyczasie Turcja pod rządami Erdogana pomagała rebeliantom IS w walce przeciw rządowi prezydenta Syrii, Assada zarówno wojskowo jak i finansowo, zakupując ropę naftową od islamistów i zezwalając na łatwy przepływ terrorystów przez granicą syryjsko-turecką. Te praktyki nie podobały się ani USA, ani Rosji, aczkolwiek w stosunkach z USA Turcja musiała być ostrożna, jako że miała największą po USA armię i była wrogo nastawiona do Rosji. Nagle po upadku wojskowego zamachu stanu na rząd prezydenta Erdogana, jego nastawienie w stosunku do Rosji diametralnie się zmieniło. Ni stąd, ni zowąd, Putin z największego wroga stał się przyjacielem. Jak to się stało, można jedynie spekulować? Co wpłynęło na zmianę stanowiska Erdogana?

Być może, że przyjaźń amerykańsko-turecka w ramach NATO była tylko powierzchowna. Być może, że najwygodniej dla NATO byłoby usunąć Erdogana od władzy? Być może, że zamach stanu przez siły zbrojne w Turcji był za zgodą, albo inspirowany przez USA? Obserwując rozwój sytuacji poprzez TV i Internet, zdumiało mnie to, że w ciągu kilku godzin dziesiątki tysięcy młodych brodatych popleczników Erdogana niosło flagi i transparenty popierające Erdogana i przeciw zamachowcom. Te transparenty liczące w tysiące na pewno były uprzednio przygotowane. Niemożliwe, aby wyprodukowano je w ciągu jednej nocy. Być może, że zamiary do „zamachu stanu” były dla Erdogana znane? Jeśli moje spekulacje są prawdą, że USA wiedziało, albo było zaangażowane w zamach stanu w Turcji to znaczy, że Erdogan czuje się dzisiaj bardziej zagrożony przez amerykańskich przyjaciół niż przez rosyjskich wrogów. Być może, dlatego też Erdogan nagle poleciał do Moskwy, aby się ściskać z Putinem? Przypuszczam, że Putin musiał zataczać się od śmiechu na wiadomość, że Erdogan przyjeżdża z umizgami i obietnicami współpracy. Dla kontrastu w Washingtonie na pewno rozważają jak by tu Erdogana udobruchać. Obawiam się że to nie wystarczy. Erdogan był o krok od śmierci, kiedy jego prezydencki samolot był ścigany przez turecki myśliwiec, który wystartował z bazy amerykańskiej w Incirlik, Turkey. On chyba Amerykanom tego nie wybaczy. Jaki następny krok Erdogan zrobi, nie wiadomo? Wiadomo jest jednak, że jego daleko idącym planem jest odbudowa Imperium Otomańskiego, które kiedyś władało Europą Południową, Małą Azją i Afryką Północną. Takie zamiary nie pasują jednak do planów, ani amerykańskich, ani rosyjskich.

Polska

W Polsce do gardła sobie skaczą dwie partie, PiS i Platforma Obywatelska, a właściwie ugrupowanie przeciwników istniejącego stanu rzeczy pod pseudonimem KOD. Ugrupowanie KOD (Komitet Obrony Demokracji) jest niezwykle czynny w propagandzie wizualnej przedstawiającej Kaczyńskiego w wielu ośmieszających go komiksach. Dla równowagi nie widzę podobnego nawału komiksów o Tusku ze strony opozycji. Odnoszę wrażenie, że opozycja Komitetu Obrony Demokracji goni resztkami sił i z powodu braku rzeczowych argumentów ucieka się do taniej satyry.

U nas, w USA mamy podobną sytuację z kandydatem na prezydenta, tzw. Trumpem, którego opozycja zarówno z partii demokratycznej, jak i republikańskiej przestawia jako kompletnego idiotę i hochsztaplera. Przypuszczam, że „demokratyczni” opozycjoniści wysyłają sobie wzajemnie takie komiksy, aby się pocieszyć, że nie są kompletnie  osamotniani. Do znudzenia powtarzane są argumenty dotyczące liczebności polskiego Sądu Konstytucyjnego, którego znaczenia większość ludzi nie rozumie. Dla mnie sprawa jest jasna, że chodzi o sparaliżowanie rządu większości poprzez kilku ludzi przyjaznych opozycji i kibiców z krajów o „prawdziwej demokracji”. Niedawno miałem rozmowę z moim dobrym znajomym, Żydem kanadyjskim, który był zdezorientowany atakami prasy kanadyjskiej i amerykańskiej na nowy polski rząd. Wytłumaczyłem mu prosto, argumentem, który natychmiast zaakceptował. Nie chodzi o żadną demokrację, tylko chodzi „szmal”, czyli pieniądze! Ciekawym jest, że nawet wiodący, międzynarodowy dziennik finansowy, Financial Times zgodził  się z mym argumentem i wydrukował mój list do redakcji na ten sam temat.

Jedyna ich nadzieja to złowrogie odgłosy kolegów KODu z Brukseli, że może wypiszą Polskę z EU, co chyba nie jest Brukseli nie na rękę, jako że podobno Polska ekonomicznie radzi sobie nie najgorzej. Ponadto decydujący głos ma tutaj USA i ich własne plany osłabienia Rosji, w których Polska może się przydać jako chętny do walki o „naszą i waszą wolność”, chłopiec na posyłki, aby pomóc Ukrainie odebrać Krym i Donbas. Jeślibym mógł dać jakąś radę obydwu grupom politycznym, KOD-owi i PiS-owi to rada, aby nie dali się wplątać w konflikt Amerykańsko-Rosyjsko-Ukraiński. Niestety Polska będąc w NATO straciła samodzielność podejmowania decyzji w dziedzinie militarnej. Obawiam się, że Polska może, chcąc czy nie chcąc, wdepnąć w to łajno śpiewając: „Dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy!”.

No i Chiny

Kiedy już wszystko miałem wyjaśnione, że Putin i Trump są naszymi największymi wrogami nagle pojawił się konflikt z Chinami na tak zwanym Morzu Chińskim. Co nowy amerykański prezydent zrobi w starciu z rosnącymi imperialnymi ambicjami chińskimi pozostaje zagadką?  Wygląda na to, że Chiny mają długodystansowy plan na dominację w rejonie Morza Chińskiego i być może także Pacyfiku. Na skutek tak zwanej „globalizacji”, krótkowzroczna polityka amerykańska, kierowana przez ekonomicznych oligarchów spowodowała szybki export technologii do Chin i import tanich produktów z Chin.

Na początku import zawierał produkty wymagające pracy taniej ręcznej, ale ostatnio także produkty wysokiej technologii jak telefony komórkowe i komputery. Między Chinami i USA powstał pewnego rodzaju węzeł gordyjski splatający dwu konkurentów o dominację na świecie. Chiny są dostawcą większości produktów konsumpcyjnych po niskiej cenie a USA jest rynkiem, który jest konieczny dla utrzymania chińskiego przemysłu w ruchu. Retoryka Trumpa wskazująca na zablokowanie importu i stworzenie miejsc pracy dla Amerykanów omija skutki takich restrykcji. Nałożone cła na produkty importowane, podniosą ceny kilkakrotnie. Reakcja społeczeństwa amerykańskiego, przywykłego do nie zasłużonego dobrobytu jest trudna do przewidzenia. Ponadto zablokowanie importu może być nagłe, ale wystartowanie produkcji domowej będzie powolne. Zwrócić należy uwagę, że ludzie, którzy kiedyś pracowali, jako wysokopłatni robotnicy, już przeszli na emeryturę, a młodzi do produkcji się nie garną. Ponadto roboty wypierają pracę ludzką w wielu dziedzinach. Aby utrzymać ruchy rewolucyjne pod pokrywką, od wielu lat rząd amerykański daje różnego rodzaju „zapomogi” dla ludzi, którzy nie mogą albo nie chcą pracować. W niektórych stanach ilość ludzi na różnego rodzaju rządowych zapomogach przekracza ilość ludzi zatrudnionych. Ostatnio rośnie ruch rewolucyjny ludzi znudzonych bezczynnością i studentów z zamożnych domów poszukających idei dla naprawienia świata.

Wedle ostatnich artykułów  o sytuacji w Chinach publikowanych w „Financial Times” atmosfera dla firm i cudzoziemców pracujących w Chinach zmieniła się ostatnio z przyjaznej na niechętną, a nawet wrogą. Wygląda na to, że wrogość do amerykańskiego biznesu jest sterowana przez Rząd, który z kolei będzie miał „społeczne” uzasadnienie na większy nacisk na kontrolę na Morzu Chińskim, na którego sztucznych wyspach już podobno umieszczono rakiety i zbudowano lotniska dla samolotów bojowych. Pytanie kto pierwszy, Chińczycy czy USA straci nerwy i odpali rakiety, albo USA mrugnie i da Chińczykom pełną kontrolę nad Morzem Chińskim?

jan czekajewski ohioJan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA