KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 23 kwietnia, 2024   I   08:00:48 AM EST   I   Ilony, Jerzego, Wojciecha

Georgetown University, kształcący amerykańskie kadry dyplomatyczne, zmniejsza zajęcia z polskiego

08 stycznia, 2015

- Jeśli chcesz zajmować się relacjami USA z Europą Środkowo-Wschodnią, to musisz zrozumieć Polskę, bo odgrywa w nich centralną rolę. A do tego konieczna jest przynajmniej umiejętność czytania polskiej prasy. Bez tego nie zrozumiesz uczuć Polaków - mówi PAP Alexandra Chinchilla, 21-letnia studenta prestiżowej Szkoły Służby Zagranicznej na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie, która od trzech lat uczy się tu także języka polskiego.

Uczelnia uchodzi za kuźnię amerykańskich kadr dyplomatycznych. To tu doktorat obronił w 1952 roku Jan Karski, a następnie przez 40 lat prowadził wykłady o polityce krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które po jego śmierci przejęła była sekretarz stanu Madeleine Albright. Georgetown to też jedyna uczelnia w stolicy USA, która oferuje zajęcia z języka polskiego. Są prowadzone nieprzerwanie od 2003 roku w ramach Katedry Języków Słowiańskich. Oprócz polskiego wykładany jest jeszcze rosyjski oraz - w ograniczonym zakresie - ukraiński. Ale w tym roku po raz pierwszy wprowadzono ograniczenia.

- Od władz uczelni usłyszałam, że muszę mieć ośmiu studentów, by stworzyć kurs, a to nie zawsze jest możliwe. Bywały lata, kiedy miałam 10 i 12 studentów na semestrze, ale to były wyjątki. Najczęściej mam 5-6 studentów w grupie - powiedział PAP prof. Iwona Sadowska. Z powodu nowych restrykcji w tym semestrze po raz pierwszy uczelnia nie oferuje nauki polskiego dla studentów średnio zaawansowanych.

- Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy - podkreśla Sadowska. - Boję się, że język polski jest zagrożony na Georgetown, zwłaszcza jeśli rząd amerykański przestanie dotować studia regionalne, w tym wschodnioeuropejskie.

Wówczas władze uniwersytetu tym bardziej mogą dążyć do oszczędności. Ale Sadowska zastrzega, że polski nie jest wyjątkiem. Zagrożone są także inne mniej popularne języki.

Zajęcia z rosyjskiego mają się lepiej. W tym roku udało się rozpocząć trzy nowe grupy - każda po 9 osób. Zainteresowanie rosyjskim wzrosło nieco wraz z kryzysem ukraińskim. - Ale nie aż tak bardzo jak w 2009 roku, po konflikcie w Gruzji - ocenia Sadowska.

Większość studentów, którzy wybierają zajęcia z języka polskiego, ma polskie korzenie lub związki z Polską, ale często bardzo odległe i niezbyt dotychczas pielęgnowane.

\"Georgetown

Prapradziadek Sophii Skupien, 24-letniej studentki studiów wschodnioeuropejskich, wyemigrował do USA z Zakopanego pod koniec XIX wieku. Jego dzieci mówiły jeszcze po polsku, ale wnuki i prawnuki już nie. Nikt z rodziny Sophii nigdy starej ojczyzny nie odwiedził. Ale Sophii, od kiedy zaczęła studia, była już dwa razy i marzy, by kiedyś pracować w Warszawie. Np. w przedstawicielstwie OBWE. Dlatego uczy się polskiego. Od zera. - Pradziadek nigdy nie mówił o Polsce, bo miał tam trudne życie. Ja lubię wszystko: polski język, literaturę, historię. Zwłaszcza tę najnowszą - opowiada Sophia niemal płynną polszczyzną.

W domu Alexandry w Chicago też nie mówiono po polsku. Mama miała kilkanaście lat, jak ze swoją mamą i siostrą wyemigrowała z Koszalina. W USA skończyła studia, poślubiła Amerykanina, tatę Oli. Nigdy nie podróżowali do Polski. - Żałuję bardzo, bo byłoby znacznie prościej nauczyć się polskiego w domu niż teraz - mówi Alexandra. - Owszem obchodziliśmy różne polskie święta i jedliśmy polskie potrawy, ale nie czułam żadnych związków z Polską, dopóki nie zaczęłam nauki w Georgetown.

Teraz jest Polską zafascynowana, a zwłaszcza polską historią, polityką i kwestiami bezpieczeństwa. Pisze pracę licencjacką na temat polskiej doktryny obronnej od czasu starań o wejście Polski do NATO. W ubiegłym roku po raz pierwszy pojechała do Polski na letni kurs polskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem odbyła staż w ambasadzie USA w Warszawie. Mama przyjechała ją wówczas odwiedzić; po raz pierwszy od 1980 roku zobaczyła swój kraj pochodzenia. - Razem jeździłyśmy po kraju odwiedzać krewnych. Nauka polskiego okazała się bramą, by odkryć nieznaną mi dotąd część samej siebie - przyznaje Alexandra. Teraz z mamą stara się mówić wyłącznie po polsku.

Ale wśród studentów prof. Sadowskiej są też osoby bez żadnych związków z Polską. Na przykład Carl, który zaczął uczyć się polskiego, bo zainteresowały go stosunki niemiecko-polskie. Albo Brian, którego ojciec ma czeskie pochodzenie. - Ale Polska jest ważniejsza niż Czechy - tłumaczy swą obecność na zajęciach z polskiego.

Ci młodzi ludzi marzą, że będą kiedyś pracować w dyplomacji, najchętniej w Departamencie Stanu USA. Niemal jednogłośnie podkreślają, że rosnąca roli Polski na arenie międzynarodowej jest dla nich dodatkowym bodźcem do nauki polskiego. - To nieprawdopodobne jak Polska szybko stała się silnym i wpływowym krajem. Najlepiej sobie radzi z całego byłego Układu Warszawskiego - mówi Sophii. - Amerykanie chcą zrozumieć, jak kto się stało, że Polska odniosła tak wielski sukces w demokratycznej transformacji, a inne kraje nie - dodaje Alexandra. Jeszcze inny student w sali rzuca, że "Donald Tusk został prezydentem Europy".

Iwona Sadowska każdemu swemu studentowi pomaga w zorganizowaniu wyjazdu do Polski przynajmniej na wakacyjną naukę języka. Wielu, za jej namową, uzyskało stypendia na naukę w Polsce w Fundacji Fulbrighta czy Fundacji Kościuszkowskiej. Ale nauczycielkę martwi, że pewnego dnia może zabraknąć woli czy środków, by kontynuować zajęcia na Georgetown dla nielicznych zainteresowanych. Ratunkiem mogliby być sponsorzy, np. firmy lub instytucje polskie lub polonijne. - Warto, by Polska w te dzieciaki inwestowała, nawet jeśli to tylko garstka - mówi.

Z Waszyngtonu Inga Czerny
Polska Agencja Prasowa