KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 18 kwietnia, 2024   I   10:49:46 PM EST   I   Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy

Amerykańskie pranie mózgu bez przerywania snu

Jan Czekajewski     11 października, 2016

Za komuny było prościej. Człowiek rano przeczytał Trybunę Ludu i już wiedział, kto dzisiaj jest nasz wróg, a kto przyjaciel. Pranie mózgu szerokich mas było wynalazkiem systemu sowieckiego. Jego zasada została później zapożyczona przez ministra propagandy hitlerowskiej Geobbelsa, że kłamstwo powtarzane 100 razy staje się prawda. Metodę tą stosowali Sowieci dla swych poddanych w czasie, kiedy nie było jeszcze, ani radia, ani BBC lub Wolnej Europy. W miarę upływu czasu, kiedy radio stało się powszechne, szczególnie w Polsce, ludzie, także partyjni zaczęli słuchać BBC i radia Wolna Europa. Te niezależne ośrodki informacyjne, podważyły efektywność sowieckiej propagandy. W konsekwencji wbudowanych w sowiecki system idiotycznych założeń ekonomicznych, zwanych Marksizmem-Leninizmem, system się rozpadł. Wyrzucono go na śmietnik historii.

Dzisiaj istnieje nowy środek wymiany informacji zwany Internetem, który stanowi podobne wyzwanie dla światowej "opiniotwórczej" propagandy w postaci gazet i TV, jakie kiedyś stanowiło BBC i Radio Wolna Europa w systemie sowieckim. Co więcej Internet jest niezwykle demokratyczny, to znaczy, że każdy może z niego korzystać i wymieniać z innymi ludźmi na świecie własne opinie. Takiej możliwości w historii ludzkości jeszcze nie było.

A jak nam się żyło w wolnym świecie?
My, emigranci, przyjechaliśmy do tzw. "wolnego świata" pełni entuzjazmu i spodziewaliśmy się całkowitej prawdy, jako że bezczelne kłamstwa komuny były często powodem naszej emigracji. Przybyliśmy tu do Stanów Zjednoczonych lub Zachodniej Europy pełni entuzjazmu dla wolności wypowiedzi i prawdy w środkach masowego przekazu, w TV radiu i prasie. W miarę upływu czasu jak poznaliśmy język tuziemców zaczęliśmy spostrzegać konflikt między tym co się dzieje w otoczeniu i tym co widzimy w TV lub gazetach.

Wśród wielu z nas ten początkowy entuzjazm do „zachodniej” demokracji zmalał. Zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego jednego dnia 90% samochodów ma naklejone plastykowe wstążeczki z napisem "We are supporting our troops (My popieramy nasza armię), a kilka miesięcy później, jak ręką odjął te wstążki zniknęły? Czy ludzie zmienili zdanie? Czy też zmienili zdanie pod wpływem wysublimowanej metody wpływu na ludzką świadomość bez zdawania sobie sprawy, że są manipulowani. Czy ktoś im powiedział, że to co było świętą prawdą wczoraj, że Saddam Hussein ma bomby gazowe czy atomowe, dzisiaj już nie jest prawdą? Może się wstydzili, że dali się tak łatwo nabrać na kłamstwo, a może ciągle, po cichu  wierzą, że Prezydent George W. Bush i Dick Cheney mieli rację?

Przy bliższym przyjrzeniu się temu, co się dzieje wokół nas, powoli zaczęliśmy rozumieć, że społeczeństwo amerykańskie jest poddawane nowej, bardziej subtelnej niż komunistyczna metodzie propagandy. W religii katolickiej są dwa rodzaje grzechów. Jeden z nich jest grzechem przez uczynek, a drugi rodzaj grzechu nazywa się grzechem przez zaniedbanie albo przemilczanie.

Okazuje się, że ta metoda propagandy, która jest oparta na zasadach przemilczania albo zaniedbania jest powszechnie stosowana przez wiodące, "opiniotwórcz", światowe media. Podejrzewam, że metody stosowane w innych krajach jak np. Chinach czy Rosji są równie kłamliwe, ale jako że tam nie żyję i niewiele wiem, jakie metody stosują Chińczycy czy Rosja pod zarządem Putina, nie będę na ten temat zabierał głosu. Natomiast w tzw. demokratycznym świecie sytuacja jest bardziej skomplikowana, jako że trudno się tam doszukać centrum władzy, szczególnie w USA.

Kto tu w USA właściwie rządzi?
Czy w USA rządzi Prezydent? Czy generalicja największej armii na świecie z bazami w 140 krajach? Czy przemysł zbrojeniowy, jedyny który został w USA po "exporcie” większości produkcji do Chin? Czy bankierzy, którzy drukują dolary w oparciu o świeże powietrze? Czy, tak zwane Media, czyli prasa, radio i TV? Czy klasa zawodowych polityków i biurokratów w setkach rządowych agencji, którzy wydają zarządzenia na własną rękę? Czy tysiące „intelektualistów”, zgrupowanych w różnego rodzaju Instytutach do Badania Demokracji, Równości, Dyskryminacji lub Pokoju na Świecie i Wszechświecie? A może oligarchia bankowców, którzy finansują wszystkie inne agencje, łącznie z mediami i wyborami?

Skoncentruję się więc na jednym aspekcie, który jest konieczny do zarządzania, albo mydlenia oczu przeciętnego obywatela niezależnie, kto finansuje i wyznacza cele dla tak zwanych Mediów. Wszystko zaczyna się od prasy i telewizji, których zadaniem jest „wyjaśnianie” obywatelowi, co na dzisiaj jest dobre, a co złe? Kto dzisiaj jest naszym wrogiem, a kto przyjacielem? Narzuca się podobieństwo do roli sowieckiej „Prawdy” lub „Trybuny Ludu”.

Gra pozorów
Poza strategicznymi celami propagandy, stworzono setki jeśli nie tysiące pozornych konfliktów, wokół których tworzą się partie "niby-walczące". Jest partia o równouprawnienie ludzi o innych skłonnościach seksualnych. Niektóre grupy odmienne seksualnie domagają się osobnych toalet, poza męskimi i damskimi. Z dnia na dzień rośnie podział tej grupy na pod-grupy, który to podział zaczyna być śmieszny, bo podobny do dzielenia ludzi na grubych i chudych, wysokich i niskich, łysych i kędzierzawych itp. itd.

Powstała cała pseudo-wiedza i prawa dotyczące ludzkiego zachowania w pracy. Statystycy się zajmują i ogłaszają, ile młodych ludzi było gwałconych w dzieciństwie przez rodziców, lub członków bliższej czy dalszej rodziny. Na jednym z amerykańskich uniwersytetów zatrudniono dwu vice-rektorów, którzy zajmują się sprawami intruzji (harasment) seksualnym między ciałem pedagogicznym i studentami, a także i miedzy studentami. Każdy z tych vice-rektorów zarabia około 500 tys. dolarów rocznie. Nawiasem mówiąc ilość wyspecjalizowanych vice-rektorów w tej uczelni wzrosła z 2 do 12, każdy z nich opłacany kilkuset tysięcznymi pensjami. Bardzo to przypomina profesorów Marksizmu-Leninizmu i Ekonomii Politycznej, na Politechnice Wrocławskiej w czasie mych studiów w latach 1952-58. Nic więc dziwnego, że kosz studiów rośnie niebotycznie z roku na rok.

Kto kontroluje media?
Kiedy przyjechałem do USA w roku 1968, TV była w powijakach z anteną w postaci "zajęczych uszu". Ludzie jeszcze słuchali radia. Internet był jeszcze nie wynaleziony. W TV były trzy kanały, ABC, NBC, CBS, a od roku 1970, PBS.

Wtedy w tych zamierzchłych czasach ludzie czytali jedną miejscową gazetę, a intelektualiści prenumerowali The New York Times lub Life Magazine. Bankierzy, którzy jak zwykle kontrolowali ten kraj, inwestowali w TV i opiniotwórcze gazety jak New York Times, Washington Post i Wall Street Journal. Dzisiaj papka przetrawionych informacji nie jest już tak atrakcyjna dla widzów oglądających mecze futbolowe na płaskich telewizorach. Nakłady gazet drukowanych zastraszająco spadły, a co gorsza zimna wojna się skończyła i cały wkład w edukację widzów TV, że naszym największym wrogiem są "Ruscy", czyli Sowieci wyglądał na zmarnowany.

Czy jest jedna prawda i czy powinniśmy ją wyjawić?
Kiedy żyłem w PRL-u wydawało mi się, że idiotyzmy, jakie widziałem w gospodarce, były skutkiem niewykształconych robociarzy, którzy dorwali się do władzy w myśl hasła "Władza Robotników i Chłopów".  Dopiero dużo później, już po wyjeździe za granicę, zacząłem zdawać sobie sprawę, że władza nie była władzą robotników i chłopów, ale w rękach grupy karierowiczów, często wykształconych, którzy stworzyli system do utrzymania całkowitej władzy w swoich rękach. Element ekonomiczny był drugorzędny.

Dzisiaj żyjąc od wielu lat w USA, zastanawiam się czy władza, ktokolwiek nią jest, jest w stanie powiedzieć ludziom całą prawdę np. o stanie amerykańskiej ekonomii i że od roku 1984 mamy stały deficyt w handlu zagranicznym, co powoduje, że rząd musi pokrywać deficyt budżetowy przez zaciąganie pożyczek. Rząd popiera eksport przemysłu amerykańskiego do Chin i innych krajów, kosztem rosnącego (ukrywanego) bezrobocia. To bezrobocie jest ukrywane pod płaszczykiem różnego rodzaju zapomóg socjalnych, tak że w 16 stanach USA, ilość ludzi żyjących na zapomogach przekracza ilość ludzi pracujących. Skutki tego wykraczają poza czystą ekonomię. Powstała cała klasa ludzi, którzy wiedzą, jak żyć bez pracy. W społeczeństwie zanikł szacunek (etos) do ludzkiej działalności, jaką jest praca. W niektórych szkołach nie zadaje się pytania, co robi twój ojciec jak wraca z pracy, bo dzieci często nie znają ojca, albo ojciec nigdy nie pracował. Zapominano też, że sukces ekonomiczny Stanów Zjednoczonych był zbudowany w oparciu o protestancką etykę pracy i oszczędności.

Co prawda USA ma największą i najlepiej wyposażoną armię na świecie, ale zmniejszenie tej armii może być niemożliwe z powodów ekonomicznych. Zmniejszenie armii spowoduje zwolnienie setek tysięcy ludzi, którzy jak dotychczas żyją na żołdzie wojskowym. Pieniądze wydane na utrzymanie wielkiej armii można uważać, jako formę zasiłku dla bezrobotnych. Może z tego powodu siły zbrojne USA szukają uzasadniania dla swego istnienia. A jedynym naturalnym uzasadnieniem jest wojna.

Jak to w Rosji było ładnie, kiedy Sowiet z konia spadnie
Za prezydentury Jelcyna w Rosji posowieckiej zapanowała dekada finansowego rozpasania. Oligarchowie w Rosji rośli jak grzyby po deszczu przechodząc reinkarnację z sekretarzy partyjnych na "demokratycznych" kapitalistów. Rubel stał się nagle wymienialny na dolary i tysiące nowych kapitalistów stało się, z dnia na dzień, miliarderami kupując najdroższe domy w Anglii, Szwajcarii lub NY. Niektórzy bardziej nieufni odkryli swe żydowskie korzenie i wyemigrowali do Izraela, który jak wiadomo nie ma zwyczaju zwracać finansowych kanciarzy do Rosji, a nawet do USA. Prezydent Jelcyn, który zasłużył się w obaleniu komunizmu, chory na serce, ostatnim wysiłkiem ginącej świadomości, że Rosja jest do nitki rozkradana przekazał władze młodemu Putinowi. Wydaje się, że rozkradanie Rosji nie było czysto rosyjską robotą. Wygląda na to, że nasi amerykańscy inwestorzy liczyli na przejęcie rosyjskich złóż gazu ropy i metali kolorowych.

Po konsolidacji władzy Putina w Rosji stało się jasnym dla amerykańskiej oligarchii, że z Putinem to nie przelewki.  Zwrócono więc uwagę na Ukrainę, państwo chore od samego początku, żyjące na kroplówce rosyjskiej ropy i gazu, sprzedawanego Ukrainie za pół ceny. Trudno się dziwić, że Ukraińcy zapragnęli żyć i zarabiać jak w Europie. Zrobiono więc  rewolucję na Majdanie, obalono Prezydenta Janukowicza i wydawało się, że droga do europejskiego nieba jest dla Ukraińców otwarta. Niestety długi Ukrainy były większe niż dochody i nikt nie chce wziąć zbankrutowanej Ukrainy w posiadanie. Mrzonki Ukraińców o Europie się nie spełniły. Równocześnie Putin w obawie o przyszłość bazy morskiej w Sewastopolu na Krymie, którą mogło przejąć NATO, zorganizował plebiscyt i wcielił cały Krym do Rosji. Na dodatek Rosjanie w Donbasie obawiając się, że im rząd z Kijowa nakaże mówić po ukraińsku, zrobili z pomocą armii rosyjskiej, rewolucję która oddzieliła Donbas i Uchańsk od Ukrainy i praktycznie wcieliła go do Rosji. Nie jest moim zadaniem przekonywać czytelników, że Putin miał rację. Z zasad fizyki np. grawitacji czy magnetyzmu jest mi wiadomo, że racja jest równa sile, a siła jest tym większa kiedy dystans jest mniejszy. Z Moskwy do Krymu czy Donbasu jest bliżej, niż z Waszyngtonu. Dlatego, jak na razie, Rosja ma przewagę.

Różnice są w metodach, ale cel jest podobny
Różnica między amerykańską metodą a sowiecką jest w sposobie kształtowania świadomości obywatela. Sowiecka metoda była brutalna i przekaz tej metody był rozkazodawczy. Amerykańska metoda jest łagodna w przekazie i zezwala obywatelowi wyciągnąć jedynie właściwe wnioski z ograniczonej informacji, jaka jest obywatelowi udostępniona. Stąd też pochodzi tytuł do tego artykułu „Pranie Mózgu Bez Przerywania Snu”. Istotnym jest dostarczenie obywatelowi na ogół prawdziwej, ale celowo wybranej informacji z wykluczeniem faktów lub komentarzy krytycznych zamierzonym celom. Tak jak to już wspomniałem, jest to grzech przez zaniedbanie pełnej informacji. Kto jest śmiertelnym wrogiem tej metody? Wrogiem jest przede wszystkim Internet, którego siły kontrolujące media, chciałyby przejąć albo kontrolować. Interesującym jest, że Internet został wynaleziony w ramach amerykańskiego programu wojskowego, aby zabezpieczyć komunikację między wyrzutniami rakiet atomowych, a centrum dowodzenia, a przejęty został przez biznes i publiczność na całym świecie, włącznie z wrogami USA. Wynalazek Internetu można porównać do wynalazku druku przez Gutenberga. Wrogowie Internetu zamierzają go ograniczyć propagując, że jest wykorzystywany przez zboczeńców seksualnych albo ostatnio ekstremistów mahometańskich. No cóż, taka jest historia ludzkich wynalazków od topora do karczowania lasu do miecza ścinającego głowy. Media albo raczej grupy, które media finansują tracą grunt w stosunku do Internetu.

Trump
Popularność Donalda Trumpa polega na tym, że gadka szmatka, jaką żeśmy znali w PRL w postaci władzy robotników i chłopów  już się znudziła dużej części amerykańskiego społeczeństwa. Być może, że nowy prezydent, ktokolwiek nim będzie, nie będzie w stanie zmienić istniejącego stanu rzeczy, mimo, że amerykańskie społeczeństwo domaga się zmiany. Czy będzie to zmiana na lepsze? Być może już jest za późno, aby zmiana odbyła się bez bólu. Trzeba w końcu spojrzeć w lustro i zauważyć, że trudno będzie dotrzymać kroku konkurencji, jeśli nie stracimy nadwagi i nie zabierzemy się do rzeczywistej, ciężkiej pracy.

Może by tak wydać wojnę Rosji?
Tak się składa, że USA ma największą armię na świecie. Taka armia nie może być bezczynna, bo gnuśnieje i co najważniejsze nie zakupuje uzbrojenia. Armia bez wojny jest jak młotek, który szuka gwoździa. Można by tak zacząć wojnę z Chinami, ale jest pewien problem z koszulami, tenisówkami i iPhonami. Jak będzie wojna to, kto nam będzie szył koszule i budował iPhony? Poza tym Chiny daleko, a Rosja trochę bliżej. Ponadto można by tak odgrzać kapitał propagandowy z okresu Zimnej Wojny, że Rosja pod wodzą Putina to całe wielkie KGB, które nie przestrzega praw międzynarodowych przejmując Krym i Donbas. My natomiast wiemy, co to normy międzynarodowe i demokracja, bo mamy od tego kilkadziesiąt Instytutów zajmujących się niczym innym tylko jak wyjaśnianiem, co to jest demokracja i kto jest, albo nie jest poprawnie demokratyczny, a nie broń boże "populistyczny".

Inne do niedawna sowieckie republiki bałtyckie, jak Estonia, Łotwa i Litwa też się boją, że Rosjanie ich wcielą do nowego "Sojuza", aczkolwiek podejrzewam, że dla Rosji te republiki są raczej irytujące niż potrzebne. Niemniej Rosja może się obawiać, że te republiki mogą być w przyszłości bazą wypadową NATO na Kaliningrad. Z Polską jest trochę inaczej. Co prawda entuzjazm Polaków do odegrania się na Ruskich jest w narodzie wielki, ale zagrożenie Polski ze strony Rosji jest małe.

Polacy zapominają, że największym wrogiemu Polski i Polaków przez ostatnie 100 lat nie byli Rosjanie, tylko Sowieci. To Sowieci wymordowali miliony Rosjan i Ukraińców i na ich czele nie stali bynajmniej Rosjanie, ale Stalin i Beria, którzy byli Gruzinami, Dzierżyński, jakoby Polak, który chodził do tego samego gimnazjum na Litwie, co Józef Piłsudski, Trocki, który był amerykańskim Żydem, Chruszczow, który był Ukraińcem,  jak i wielu innych cudzoziemców z Niemcami na czele, którzy sfinansowali Październikową Rewolucję. Dla Rosji Polska nie ma wartości. Polski naród jest Rosji wrogi a przemysł już dawno wyprzedano. Jest węgiel, ale nikt na świecie nie chce go używać. Polska ma natomiast wartość dla frakcji neo-konserwatywnej w USA, która może chciałaby użyć Polski jako chłopca na posyłki dla przywrócenia Krymu Ukrainie, przejęcia przez NATO rosyjskiej bazy morskiej w Sewastopolu no i przekonania Putina, żeby dopuścił nasz kapitał do eksploatacji złóż minerałów na Syberii. Jak Polacy dadzą się w ten przekręt wyrobić, to święć Panie nad ich duszą. Z Polski zostaną zgliszcza, a NATO, jak podejrzewam, nie kiwnie palcem, natomiast Niemcy natomiast zbudują, razem z Rosją, drugą nitkę gazociągu pod Bałtykiem, Nordstrom 2, omijając Polskę i Ukrainę.

jan czekajewski ohioJan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA